Odkąd pamiętam, zawsze byłam ogromną zwolenniczką zdjęć drukowanych. Nie lubię przeglądać fotografii na ekranach telewizora czy monitorach komputera. Wiem, że jeśli jakiegoś zdjęcia nie wywołam, to bardzo mało prawdopodobne bym do niego wróciła. Mam w domu schowanych kilka dysków przenośnych z rodzinnymi fotografiami. I nie ruszałam ich od lat. Wszystko to, co dla mnie najbardziej wartościowe – stoi na półkach. I choć zaczynają się one pomału uginać pod ciężarem albumów i fotoksiążek – nie zamierzam z tego rezygnować.
Fotografia na papierze ma swój niepowtarzalny urok. Można jej dotknąć, przyjrzeć jej się z bliska, zatrzymać wzrok na dłużej. W każdej chwili do niej wrócić, bez przeczesywania całych folderów z plikami. Gdy komuś pokazuję wydrukowane zdjęcia pozwalam mu zajrzeć do takiego mojego małego królestwa. Każdy może w nim zostać tak długo jak zechce. Spędzać czas po swojemu. Nie muszę niczego komentować, pytać czy już przesunąć slajd na kolejną fotografię czy też zaczekać jeszcze chwilkę. Nikt nie czuje presji, nie ma poczucia, że coś przegapił, bo nie zdążył czemuś się przyjrzeć. Myślę, że nawet ogarnięcie wzrokiem zdjęcia w mniejszym formacie jest znacznie łatwiejsze niż takiego wielkości telewizora. I naprawdę nie ma tu znaczenia czy jest to dzieło sztuki godne samego Tomaszewskiego czy Podlasińskiej. Czy też zwykła fotografia z telefonu wykonana u cioci na imieninach. Dla mnie to najmniej istotne, czy dany kadr spełnia wszystkie kryteria idealnego zdjęcia czy też nie. Ja po prostu uwielbiam oglądać zdjęcia. Spędzam nad nimi sporo czasu, bo to mnie odpręża. Lubię przyglądać się szczegółom, wyobrażać sobie dlaczego akurat ten moment został na nich uwieczniony a nie inny. Dopisywać sobie w myślach historie, które dany kadr zapoczątkował. Wiem… dla niektórych to może jest dziwne i zakrawa o jakąś obsesję. Ale dla mnie fotografia to nie tylko kolorowy bądź czarno-biały obrazek. To nie fajna buzia lub ciekawy moment. To sekunda z życia jakiegoś człowieka. Kawałek jego historii lub konkretnej wizji osoby fotografującej. No tak już mam i nie potrafię tego zmienić…
Ale wracając do tematu, dla mnie zdjęcie powinno być wywołane. Szczególnie teraz, w dzisiejszych czasach, gdy mamy tak ogromny wybór produktów i tak olbrzymią ofertę cenową przeróżnych drukarni. Wystarczy naprawdę dobrze się rozejrzeć i na pewno każdy znajdzie na rynku coś dla siebie. Ja swego czasu testowałam różne rozwiązania. Miałam fazę na fotografię 10x15 i kieszeniowe albumy zdjęciowe. Potem duże wydruki i albumy tradycyjne. Ba, sięgnęłam nawet po takie albumy z klejem i folią… Aż wstyd się do tego przyznać, to była porażka! Kolekcjonowałam też pudełka ze zdjęciami. A gdy na rynku zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu drukarnie tworzące fotoksiążki – sięgałam po każdą po kolei. Aż wreszcie znalazłam to czego szukałam. Teraz już nie testuję i nie kombinuję. Teraz cieszę się rosnącą na półkach w moim domu kolekcją wywołanych wspomnień. Do których wracam nie tylko ja, ale i moi bliscy. I jakoś nikt jak do tej pory nie narzekał, że jest ich coraz więcej.
W zasadzie powinnam zacząć ten tekst od słów - to nie jest wpis sponsorowany. Bo naprawdę tak nie jest. Nikt nie płaci mi za reklamę swoich produktów. A pisząc ten artykuł nie ma siły, bym nie wspomniała o firmach, z których usług mam przyjemność korzystać. Nie oznacza to jednak, że to jedyne godne uwagi miejsca do wykonania takich produktów. Jak wspominałam powyżej – ofert na rynku nie brakuje, więc warto się dobrze rozejrzeć.
A jak to z tym drukowaniem jest u mnie? Przede wszystkim nie zamykam się na usługi jednej drukarni. U mnie w domu wygląda to tak, że jakieś konkretne zdjęcia, które w moim mniemaniu zasługują na jakąś wyjątkową oprawę drukuję jako albumy. A jeśli są to kadry dnia codziennego – sięgam po fotoksiążki. Dla niewtajemniczonych w ten temat opisze pokrótce czym te dwa produkty różnią się od siebie.
Fotoalbum:
- kartki są grube jak w książeczkach dla kilkulatków lub nieco bardziej elastyczne, ale jednak mocno usztywnione,
- papier na których drukowane są zdjęcia to papier fotograficzny dzięki czemu jakość zdjęć jest porównywalna, a nawet identyczna jak wydruki pojedynczych fotografii.
- okładka to zazwyczaj jakaś tkanina lub skóra. Czasem są usztywniane, wypełniane gąbką, mają okienka i/lub grawer. Niekiedy widnieje na nich wydruk, ale jakościowo okładki te są zawsze z tak zwanej górnej półki.
- cena fotoalbumów jest zdecydowanie wyższa niż fotoksiążek, czasem nawet dużo wyższa.
Fotoksiążka:
- kartki są cienkie i miękkie. Gdyby się tak ktoś mocno postarał, mógłby je rozedrzeć jak w zwykłym zeszycie. Z tymi albumowymi już nie poszło by tak łatwo.
- jakość wydruku nie zawsze zachwyca, ale wierzcie mi że nie jest źle. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że z roku na rok jest coraz lepiej i lepiej.
- okładka jest usztywniana, ale najczęściej to zwykły laminat. Błyszczący lub matowy.
- cena dużo niższa niż fotoalbumów, dzięki czemu możemy sobie na nie pozwolić częściej.
U mnie na półkach stoją i jedne i drugie. W albumach niekoniecznie są wyłącznie jakieś wyjątkowe uroczystości rodzinne typu chrzest, komunia lub ślub. Czasem tworzę albumy ze zdjęć, które po prostu, według mnie aż się proszą o piękniejszą oprawę. Na przykład sesja zdjęciowa córek, która wyjątkowo mi się spodobała i mam nie kilka, ale nawet kilkanaście kadrów, którymi nie wstydzę się chwalić wszem i wobec. Dzięki szerokiej ofercie na rynku dopasowuję sobie w jakim wydaniu te zdjęcia będą wyglądać najlepiej i działam. Nie zawsze jest to od razu wypasiony, gruby album. Niekiedy ma on format 15x15 cm. A mimo wszystko wygląda pięknie.
Drukuję je zazwyczaj w Crystal Albums, ale mam też produkty z nPhoto i uważam, że jakościowo są one do siebie bardzo zbliżone. Mój wybór to chyba kwestia przyzwyczajenia do sposobu ich projektowania oraz zaufanie. Są to jednak drukarnie, w których mogą zamawiać tylko osoby działające komercyjnie. Jeśli nie zamierzacie zawodowo działać w foto, a marzy wam się cudowny, pięknej jakości album, fajnym zamiennikiem jest FOTOALBUM z oferty Pixbook. Od wyżej wymienionych produktów te tutaj różnią się chyba jedynie okładką. Nie znajdziecie tu skór czy płótna, a jedynie laminat z gąbką. Ale nie to jest tu przecież najważniejsze. Sam wydruk wewnątrz jest naprawdę świetnej jakości. Papier fotograficzny, grube strony. Uwielbiam… 
Jednak wywołując fotografie z naszej codzienności sięgam po zwykłe fotoksiążki. A ponieważ te produkty są znacznie tańsze niż albumy – mogę sobie na nie częściej pozwolić. I tak odkąd na świecie pojawiła się moja starsza córka co roku drukujemy książki z wakacyjnych podróży. Takich wydruków doczekały się także zdjęcia z projektów fotograficznych typu P52 czy 365. Moje córki mają też swoje własne fotoksiążki opowiadające o ich pasji. Są w nich zdjęcia z tego jak rozpoczęły przygodę z jazdą konną, jakie robią postępy i jaką frajdę im to sprawia. Dzięki fajnej jakości takich książek i niskiej cenie – mogę spokojnie częściej sobie je drukować. Segregować moje fotografie bardziej tematycznie i tworzyć naprawdę piękną kolekcję wspomnień rodzinnych.
W tym przypadku także gorąco polecam wam drukarnię Pixbook. Ich oferta fotoksiążek jest bogata, a jakość bardzo fajna. Nie szukając daleko, to właśnie z ich usług korzystałam projektując albumy dla wszystkich studentek Uniwersytetu Akademii Fotografii Dziecięcej, z którymi miałam okazję być na jednym semestrze. I powiem Wam, że wszystkie dziewczyny były nimi zachwycone!
Skupiłam się na książkach i albumach, a nic nie wspominam o zwykłych wydrukach. Ale to wszystko dlatego, że po te ostatnie nie sięgam zbyt często. Zdecydowanie bardziej lubię mieć zdjęcia pogrupowane tematycznie. Gdy chcę komuś pokazać zdjęcia z wakacji 2019 roku po prostu wyjmuję konkretną fotoksiążke i gotowe. Nie muszę przeglądać albumu w poszukiwaniu miejsca, gdzie ten temat się zaczyna, ani też tłumaczyć, że nie… te zdjęcia to już nie to… to było w innym czasie robione. Znacie to? Jestem pewna, że tak. Poza tym ogromnie podoba mi się swoboda z jaką mogę w jednym miejscu gromadzić zdjęcia w różnym formacie. Nie muszę mieć wszystkich wielkości 10x15 poukładanych szeregowo. Tu jedna strona może składać się z kilkudziesięciu mniejszych zdjęć, a na kolejnych jedna fotografia może wypełniać całą stronę. Zdjęcia mogą być wąskie i szerokie. Kwadratowe. A nawet możemy się pokusić by umieścić wewnątrz panoramę. To niby są drobiazgi.
Przy odrobinie chęci i wytrwałości tak samo można zaprojektować album tradycyjny wywołując zdjęcia w różnym formacie i układając je odpowiednio na konkretnych stronach. Można pobawić się jeszcze bardziej drukując teksty lub mając zdolności manualne – ozdabiać po swojemu każdą kartkę. Jednak takie działanie wymaga zdecydowanie więcej zaangażowania i jest bardziej pracochłonne. A ja na nadmiar czasu nigdy nie narzekam. Fotoksiążki i albumy drukuje się szybciej. Dołączenie do zdjęcia opisu zajmuje chwilkę. A gdy chcemy by poza nimi na stronach było też kolorowo - każda drukarnia posiada naprawdę bogatą ofertę zarówno grafik jak i gotowych szablonów.
Nie trzeba być też specem komputerowym ani grafikiem z wykształcenia by taki projekt stworzyć. Dla mniej wtajemniczonych i mniej cierpliwych są gotowce z możliwością autouzupełniania poszczególnych stron. Nie wiem, czy to działa wystarczająco sprawnie, bo nigdy z tego nie korzystam. Ale myślę, że to świetna alternatywa dla początkujących. Jeśli jednak macie odrobinę czasu i chęci, warto taki projekt stworzyć samemu po kolei. A jeśli bardzo nam się spodoba i chcemy go wykorzystać po raz drugi – wystarczy go skopiować i tylko lekko zmodyfikować.
Myślę, że wyczerpałam ten temat do końca. I mam ogromną nadzieję, że choć część z Was przekonałam, że drukowanie wspomnień to wspaniała sprawa. Ja jeszcze bardziej doceniłam ten rodzaj przechowywania tych ważnych i mniej ważnych chwil z naszego życia, gdy pewnego dnia mój dysk ze zdjęciami z ponad dwóch lat po prostu przestał współpracować. Fotografii w wersji cyfrowej nie odzyskałam do dziś. Ale zostały mi te na papierze, z czego ogromnie się cieszę.
Ania Radziach

Zapraszamy na strony Ani:

Back to Top