W okresie od 13 maja do 20 września 2024 r. Madonna przebyła 15940 km.

Zdjęłam Ją z szafy pewnego wiosennego dnia, by zapytać Mamę o historię naszej rodziny, która po wojnie osiadła na ziemi lubuskiej - na tzw. terenach odzyskanych. Wciśnięta pomiędzy kartony z przydatnymi acz rzadko używanymi rzeczami, trochę zakurzona zdawała się cierpliwie czekać na swój moment. W czasach dzieciństwa mojej Mamy figurka stała na komodzie w ostatnim pokoju, na poniemieckim ludwiku, który dziadek otrzymał po objęciu komendantury milicji w Lubniewicach. Potem została zesłana do szafy. Pamiętam z dzieciństwa ogromnego trzydrzwiowego kolosa, którego nie cierpiała mama, a którego ze względu na jego funkcjonalność nie można było się pozbyć, dwa pokoje, siedmioosobowa rodzina  i ubrania wszystkich do pomieszczenia to było spore wyzwanie, któremu tylko kolos mógł sprostać. Tym bardziej, że najpierw w pokoju zwanym salonem nie było w ogóle szafy, serwantka i biblioteczka z lat 60-ych zaprojektowane zostały do eksponowania , nie do przechowywania  rzeczy, a potem gdy rodzina się rozrosła modna w kolejnych latach meblościanka owszem szafę miała, ale raczej kawalerską. Ale nie o szafach jest ta opowieść. Kolos z drugiego pokoju oprócz rzeczy codziennego użytku skrywał odświętne ubrania i pamiątki . Wisiał w niej mundur i galowy płaszcz śp. dziadka - komendanta milicji, który w młodym wieku zmarł na białaczkę, w czeluściach szafy skrywał się tez obraz - ślubne monidło rodziców i Matka Boska, która przestała pasować do zmieniającego się wraz z modami skromnego wystroju wnętrz. 
A może nie w szafie, ale na niej stała figurka? Pamiętam jak z bratem wspinaliśmy się na kolosa i szukaliśmy skarbów pośród wielu rzeczy, które się na nim znajdowały. Jedno jest pewne, za czasów mojego dzieciństwa  nie było wiadomo, co z Nią zrobić. Czasem, gdy byłam dziewczynką wyciągałam ją i przyglądałam się jej pięknemu licu, pamiętam , że była duża i smutno prezentowały się  Jej "rany", chciałam, ale bałam się Nią bawić. Mama czuła, że Jej miejsce nie jest w ukryciu. Swego czasu targana wyrzutami sumienia chyba, zwierzyła się swojej rodzicielce, że chciałaby Ją oddać  do miejscowego kościoła. Ale Babcia, która twardo stąpała po ziemi, stwierdziła, że nie prezentowałaby się tam dobrze, zbyt poobijana, z dużą wyrwą po prawej stronie nie byłaby ozdobą domu bożego. Została zatem w domu przy ówczesnej ulicy Bohaterów Stalingradu 36/2  i na kolejne, długie lata spoczęła w ukryciu. A gdy najmłodsze pokolenie dorosło i rozjechało się po świecie, gdy stary kolos został wyrzucony - Maryjka przeniosła z jednej szafy na drugą - nową i mniejszą - skąd chyba miała dobry widok na pierwszą w życiu sypialnię rodziców.
Tego marcowego dnia nie miałam pojęcia, że zdejmując Ją z szafy rozpocznę nowy etap Jej gipsowego żywota. Żywota, który mam wrażenie jest łącznikiem pokoleń.  Bo Maryja należała do mojej prababki, która po wojennej tułaczce osiadła na ziemiach odzyskanych. W latach 60-tych Matkę Boską otrzymała moja mama w dniu swojej pierwszej komunii św. I był to jedyny prezent od prababci, jednego z niewielu gości w tym wyjątkowym dniu. Już wtedy figurka była poobijana i niekompletna, ale dziecku , które dwa lata wcześniej straciło ojca , którego poza babcią, ciocią i znajomą mamy nie odwiedzili goście, dostarczyła wiele radości.
Chciałabym znaleźć się na powrót w przeszłości, w czasach mojego dzieciństwa, gdy siedziałam z prababcią Aleksandrą przy gorącym piecu i podgryzając suszone przez babcię owoce słuchałam Jej opowieści. Może opowiadała mi wtedy także o Maryjce? Albo wrócić do dni, kiedy żyła babcia Marianna  - córka Aleksandry, zapisać te historie rodzinne, które mi przekazywała, a które uleciały w niepamięć.
Zapytałam najstarszą z rodu, siostrę mojej babci o losy figurki. Opowiedziała mi pokrótce, że Jej Mama w młodości wyruszyła z Matką Boską, ku dezaprobacie męża, na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. 370 km. Chora prosiła o uzdrowienie dla siebie. I wyprosiła, bo dożyła 84 lat. Figurka w domu prababci zajmowała ważne miejsce, stała wyeksponowana na komodzie na białej haftowanej serwecie.
 30 marca 2024 r. figurka Maryi zeszła z szafy. I tak zaczął się nowy rozdział. Mama opowiedziała mi historię, której wcześniej nie znałam,  o swojej komunii św. W Poznaniu Mariusz Forecki z wielowątkowej opowieści, którą dzieliłam się opowiadając o swoim pomyśle na projekt "wyjął" Maryjkę. Powstał pomysł, by fotografować Ją w Lubniewicach, tam gdzie mieszkała przez ostatnie 60 lat. Ale los chciał inaczej. Do Lubniewic przyjechałam tylko na jeden dzień w maju, nomen omen na komunię mojego chrześniaka. Wiedząc, że prawdopodobnie do września nie będę mogła znowu przyjechać zabrałam figurkę do Torunia, nie wiedząc zupełnie, że to początek Jej wielkiej podróży.
Toruń . Maj - czerwiec 2024
W Toruniu Maryjka nie trafiła ani do szafy, ani na szafę. Nie miałam też dla niej specjalnego miejsca. Najpierw postawiłam Ją w kuchni, potem w pokoju, zabrałam na wycieczkę w  różne miejsca. Chciałam Ją  "wpleść" w moje życie, ale niewiele z tego nie wychodziło.

Aż przyszedł czas wyjazdu. 22 czerwca wyruszałam na długie, rodzinne wakacje. Nie było szans na zrealizowanie projektu, bo powrót zaplanowaliśmy na koniec sierpnia. Samochód był już zapakowany, najbliżsi czekali tylko na mnie a ja siedziałam w kuchni przy stole , patrzyłam na moją Madonnę i biłam się z myślami co zrobić. Podjęłam decyzję w jednej chwili - figurka jedzie z nami.
Madonna, jak nazywa Ją mój mąż Włoch, zajęła miejsce pasażera na tylnym siedzeniu. Najpierw trzymałam Ją w ramionach, potem przypięłam pasami na środkowym miejscu, pomiędzy mną a najmłodszym synem.  Gdy w czasie podróży , we Włoszech, dołączył Pierworodny, znowu trzymałam Ją przy sobie, w ramionach i między kolanami. Tak się zaczęła nasza wspólna podróż, której finału nie znam, ani w sensie projektu, ani fizycznej destynacji czy duchowej podróży - podróży wspomnień, spotkań, odwiedzin....Moi najbliżsi i przyjaciele na różnych etapach drogi różnie reagują na to moje "pielgrzymowanie" z Madonną. Nastoletnia córka posądza mnie o skrajną dewocję, mąż sekunduje projektowi, choć zdarza mu się nie rozumieć, tej mojej fiksacji jak mówi, najmłodszy syn widzi w tym coś w rodzaju zabawy, mama cieszy się, że figurka jest "potrzebna" i ma drugie życie, a tata uśmiecha się z sympatią nie mówiąc nic. Siostra przesyła mi filmiki ze spadającymi Madonnami i autorskimi litaniami, przypomina o ważnych świętach Maryjnych. Są jeszcze przygodni ludzie i towarzysze podróży. Sąsiadka z naszej kamienicy, która przyniosła z własnej inicjatywy kawał folii bąbelkowej, na wypadek potrzeby zabezpieczenia figurki w czasie drogi. Przyjaciel rodziny, który przytuliwszy figurkę opowiedział mi, że na strychu starej mleczarni, która zaadapotował na pizzerię znalazł także figurkę Maryi i wzruszał się, gdy opowiadałam mu losy mojej Madonny. Była też młoda kobieta - fotografka we Włoszech, która zza moich pleców ukradkiem fotografowała Madonnę. Albo turyści w Grecji przy pomniku upamiętniającym masowe samobójstwo kobiet i dzieci w XIX wieku, którzy robili sobie z Nią selfy. A ja? Czekam, co przyniesie mi ta podróż, choć dzisiaj , gdy mam za sobą niemal 6 tygodni wakacji z Maryją wiem, że jest w tym naszym wędrowaniu coś dla mnie bardzo ważnego. Może to rodzaj duchowego połączenia z przodkiniami? Z prababcią, która była ważną osobą w okresie mojego dzieciństwa i ukochaną babcią, z której odejściem, mimo upływu 25 lat, wciąż się nie pogodziłam. A może to łącznik pomiędzy mamą a mną, bo trudno nam znaleźć wspólny język, tak różne jesteśmy.

Czechy. Krouzek. Pierwszy wakacyjny nocleg.

Włochy. , Breda di Piave, Chioggia (Veneto), Valli di Comacchio  (Emilia-Romagna) , Siena, Rapolano Terme, Pienza (Toscania), Perdifumo (Campagna), Canicattini Bagni, Punta Secca, Etna, Palermo (Sicilia), prom, Villafranca Fontana, Bari, port w Bari (Puglia) .
Madonnę, począwszy od drugiego noclegu naszej podróży, zabierałam ze sobą do apartamentu, mieszkania, domu, hotelu, w którym nocowaliśmy. W  Canicattini Bagni na Sycylii bezwiednie postawiłam figurkę na bieliźniarce, nie wiedziałam, że na podobnej przez lata stała w domu mojej Prababci. Gdy zaś robiłam Jej zdjęcie przy oknie zauważyłam, że kafle w "naszym" wakacyjnym mieszkaniu bardzo przypominają te z mojej rodzinnej kamienicy w Lubniewicach, niestety dzisiaj zachowane tylko w jednej, małej części korytarza klatki schodowej.
W czasie naszej podróży spotykam wiele osób, w wielu miejscach dla których Matka Boska jest bardzo ważna. Pewnego dnia w sycylijskiej miejscowości Canicattini Bagni, gdy robiłam zdjęcia tamtejszym kamieniczkom zastałam zaproszona do domu jednego z mieszkańców. Jakie było moje zdziwienie, gdy pośród przedmiotów, których kolekcję zgromadził właściciel była także figurka Matki Boskiej. A raczej figura, bo miała wzrost kilkuletniego dziecka. Albo na peryferiach Bari w sklepie-barze rybnym odkryliśmy dwa imponujące ołtarzyki z Madonnami. Na jednym z nich postawiłam swoją figurkę. 
Macedonia. Zapomniałam zabrać Madonnę ze sobą do pokoju hotelowego. Drugiego dnia naszego pobytu mąż z synem wybrał się na zakupy. Wszystko tego dnia było inaczej niż być powinno. Najpierw kupili herbatę grubo przepłacając za aromatyczny susz, potem nie mogli znaleźć punktu zakupu karty do internetu, wreszcie jadąc na tor gokartowy, który jak się okazało był zamknięty, samochód jadący z naprzeciwka nagle zahamował i mąż, by nie spowodować wypadku musiał ostro skręcić hamując jednocześnie. Nie wiedział , że figurka była z tyłu. Co gorsze nie była przypięta. Roztrzaskała się. Gdy zadzwonił telefon czułam, że coś się stało. Na szczęście nie Im. Ale utrata figurki była bardzo bolesna. Córka, która nie aprobowała moich fotograficznych poczynań pocieszała, że nawet w kawałkach nadal może być częścią opowiadanej przeze mnie historii, że to te skorupy ją będą tworzyć. Chciałam zasnąć i obudzić się stwierdzając, że był to tylko koszmarny sen. Niestety figurka naprawdę była w kawałkach i nie miałam odwagi przekonać się o Jej stanie na własne oczy. Wieczór przyniósł ukojenie. Postanowiłam wziąć sBaię w garść, ale serce mi pękło gdy zobaczyłam kawałki gipsu, które jeszcze rano były moją Madonną. Płacząc zapakowałam je w torbę i udaliśmy się do miasteczka, by poszukać kogoś, kto mógłby Ją posklejać i moje serce także. W Ohrid byliśmy dwukrotnie, ostatnim razem rok temu. Z ostatniego pobytu zapamiętałam mały sklepik z ceramiczną biżuterią i kubeczkami. Tam skierowałam najpierw swe myśli, potem kroki, irracjonalnie przeświadczona,  że tan właśnie znajdę pomoc. Jeszcze dzisiaj trudno mi w to uwierzyć. Właściciel zdawał się na nas czekać, gdy położyłam kawałki na stole bez słowa zabrał się za klejenie. A potem opowiedział mężowi historię, że już kiedyś komuś naprawiał figurkę matki Boskiej, którą papież Jan Paweł II podarował tejże osobie.
Grecja. Kanali, Zalongo ("Pomnik Zalongo to monumentalna rzeźba George'a Zongolopoulosa z 1961 roku, upamiętniająca Taniec Zalongo, masowe samobójstwo kobiet i dzieci w 1803 roku. Znajduje się na wysokości 700 metrów na górze Zalongo, niedaleko Prewezy w Grecji, z której jest widoczny.") , Preweza (miejsce schronienia bezdomnych psów, port rybacki) , Nekromanteio (martwa wyrocznia) Acheronu, rzeka Acheron.
VERONA (Włochy)
Chieri.
Back to Top