














Chciałabym pracować nad projektem opowiadającym o Lubniewicach - ludziach, miejscu, domach, rzeczach, wspomnieniach.
“ Lubniewice - miasto w województwie lubuskim, w powiecie sulęcińskim, siedziba gminy miejsko-wiejskiej Lubniewice, położone nad jeziorami Lubiąż i Krajnik. Miasto zamieszkuje około dwóch tysięcy osób, co czyni je jednym z najmniejszych miast w Polsce (...) . W 1945 roku miejscowość znalazła się w granicach Polski i zakwalifikowano ją do wsi. Dotychczasową ludność wysiedlono do Niemiec.” Wikipedia
Pochodzę z Lubniewic w lubuskiem, z ziem odzyskanych. Z Lubniewic, gdzie po wojnie oprócz bezdzietnego małżeństwa - Państwa Kacperiusz - nie pozostał żaden inny rdzenny mieszkaniec niemieckiej narodowości. W latach 1945-46 przybyło za to 700 osiedleńców, których potomkowie żyją do dziś. W kolejnych latach przyjeżdżali nowi mieszkańcy, napływający - jak moi pradziadkowie i dziadkowie - z różnych stron “nowej i dawnej” Polski . Rodzice ojca przyjechali z terenów obecnej Białorusi w połowie lat 60-tych. Zamieszkali u gosposi księdza nieopodal kościoła. Pradziadkowie od strony mamy - z Białowieży i warszawskiego, osiedlili się w 1945 roku w pobliskiej wiosce Żubrów. Dziadek - ojciec matki, który przyjechał w te strony z kieleckiego w latach 50-tych, by odbyć służbę wojskową, poznał swą późniejszą żonę w tymże Żubrowie. Po ożenku przeprowadził się do Lubniewic i objął posadę komendanta milicji. Wraz z nią otrzymał mieszkanie i stare poniemieckie graty, które po kilku dziesiątkach lat okazały się zabytkowymi “ludwikami”. Dziadkowie ze strony taty przywieźli ze sobą obraz matki Boskiej Ostrobramskiej, który w czasie trudnej podróży ostatnim transportem z Białorusi czuwał nad nimi a potem stał się sentymentalnym “łącznikiem” z rodziną, która została po tamtej stronie. Takich historii jest wiele w Lubniewicach, i wielu jeszcze potomków je pamięta, wciąż mieszkają oni w poniemieckich domach, z których zaledwie kilka nie przetrwało. Moi rodzice mieszkają w kamienicy, w wydzielonym przez władzę powojenną mieszkaniu (wielki apartament przedwojenny podzielony został na dwa mieszkania, do części dziadkowego dołożono pokój będący częścią sąsiedniej kamienicy - w domu jest schodek i gruba ościeżnica w ścianie nośnej z drzwiami do pokoju) po dziadku milicjancie i babci ekspedientce. Niewielu zostało pierwszych osiedleńców, ale kilkoro żyje jak np. pani Rapaczowa, szeptucha, która leczyła dzieci i stawała bańki. Są jeszcze meble i pamiątki - jedne trzymane niczym rodzinne relikwie, inne przeszły w ręce potomnych i wędrują w różne części Polski ( jak meble po dziadku, które zabrałam do Torunia) . Jest wiele ciekawych wątków w tej historii ludzkich losów, jest i pewien fenomen, bo lubniewiczanie mimo, iż pochodzili z różnych miejsc stworzyli dobrze funkcjonującą i życzliwą sobie społeczność. Chciałabym opowiedzieć o tym, co za chwilę przepadnie w czeluściach przeszłości, o ludziach, domach, miejscach, grobach (Państwo Kacperiusz spoczęli na lubniewickim cmentarzu , maja grób z pięknym epitafium, które było podziękowaniem za życzliwość i dobroć), meblach, przedmiotach. Chciałabym ocalić je od zapomnienia.